niedziela, 14 lipca 2013

Życie w Polsce jest bardzo ciężkie. Po weekendzie spędzonym w stolicy po raz kolejny dochodzę do jednego i tego samego wniosku: nie mogę żyć w Polsce. Nie chcę, nie mam ochoty, nie mam siły. Nie i już.

Czy to kwestia nastawienia? Być może. Mam taki charakter, że z całych sił zawsze staram się widzieć pozytywy we wszystkim, na co napotykam. Owszem zdarza mi się marudzić- ale to rzecz ludzka- marudzenie bez przerwy- rzecz polska.

Wypadki z dnia dzisiejszego:

Pierwszy przykład? Wchodzę do dziekanatu z bananem na twarzy, bo dziś ostatni egzamin na moich 5-letnich studiach. Pytam się o zaświadczenie, które potrzebuję do zrobienia badań.
-A napisała Pani na opcję kontakt?- usłyszałam z wielkim wyrzutem.
-Nie. Zgubiłam poprzednie zaświadczenie, które wydano mi od ręki.
-Nie wydam Pani od ręki. Proszę napisać przez opcję kontakt.
-A dostanę je dzisiaj?- spytałam z nadzieją.
-Nie. Ale musi Pani napisać.- w tym momencie straciłam cierpliwość.
-Mają Państwo jakieś nierówne standardy. Będę specjalnie musiała jechać po to by odebrać zaświadczenie, które jeżeli chciałaby Pani może wystawić mi od ręki?
-A daleko ma Pani do Warszawy?
-3 godziny.
-Proszę przyjść około 13.00- z wielką łaską dostałam ochłapem odpowiedzi w twarz. Tak. Stawiłam się w dziekanacie po dokument  w wyznaczonym terminie. Pani napisała dwa zdania. Wściekłość mnie ogarnęła. Dodatkowo napiszę, że w obecnym czasie nie ma w ogóle ludzi w dziekanacie. Pani siedzi za biurkiem i czeka na petenta. A gdy ten przychodzi odsyła go by napisał przez opcję Kontakt maila w sprawie, której chce załatwić. 

Czy naprawdę tak trudno wykrzesać z siebie odrobinę chęci? Ja uważam, że nie ma nic przyjemniejszego niż zrobienie jakiegoś dobrego uczynku. Pani za ten uczynek płacą a mimo to nie wykonuje swoich obowiązków w dobry sposób. To przykre, że człowiek nie może doświadczyć uprzejmości nawet tam, gdzie powinien być traktowany jako klient- w końcu dzięki studentom ta Pani ma pracę. Skąd w ludziach tyle niechęci?

Kolejny przykład:

Jadę pociągiem (jak co tydzień). Pociąg stanął w polu. Zdarza się. Obok mnie w przedziale słyszę: "Co jest k****, co oni sobie k***** wyobrażają. P**** koleje polskie." I tak dalej. Po głosie tego Pana można było wywnioskować, że zapewne spożył wielką ilość alkoholu i upija się na "wściekło".

Każdy ma pretensje do każdego. Ludzie wzajemnie napędzają się i zarażają negatywną energią. Ciężko jest wytrwać w dobrym nastroju i pozytywnym humorze, gdy bez przerwy słyszy się narzekanie. Ja też zaczęłam narzekać. Nie na rzeczy czy na pogodę. Zaczęłam narzekać na nasze społeczeństwo. Bo ja już tak nie mogę. Powoli sączy się we mnie polska trucizna, zmieniając moje żyły w czarne tunele. Nie chcę być zgorzkniała. Chcę żyć i się z tego cieszyć. A przez empatię jest mi coraz ciężej.

Polsko, jak żyć? Jak żyć?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz